Nie przegap żadnych nowości!
Informacje o nowych wpisach prosto na Twój email.

Historia Mirostowickich Zakładów Ceramicznych
Mirostowickie Zakłady Ceramiczne

Historia Mirostowickich Zakładów Ceramicznych

Radosław Rudziński 2012-12-10 komentarze

W czasie II wojny światowej zakład został zdewastowany i zrujnowany w ponad 75%. Prawie wszystkie maszyny i urządzenia zostały wywiezione lub zniszczone. Piece ceramiczne wymagały poważnego remontu.

„W czasie II wojny światowej zakład został zdewastowany i zrujnowany przez okupanta w ponad 75%. Prawie wszystkie maszyny i urządzenia zostały wywiezione lub zniszczone.”

Takie zdanie znajdziemy w ulotce z 1983 roku. Prawda jest jednak taka, że do zniszczeń, jakich dopuścili się Niemcy, dołożyli się również Sowieci, którzy wyjeżdżając wywieźli z zakładu sporo maszyn. Resztę przywłaszczył sobie rodzinny przemysł ceramiczny z centralnej Polski, gdzie odbudowa zakłądów i uruchomienie produkcji wystartowało nieco wcześniej.

W takich właśnie warunkach w 1947 roku garstka niewykwalifikowanych ludzi pochodzących ze wszystkich zakątków Polski przejęła od władz porządkowych zakład, który decyzją Ministerstwa i Handlu z dnia 10 lutego 1949 r. został przejęty na własność Państwa i wcielony do Zjednoczonych Zakładów Wyrobów Kamionkowych w Ziębicach.

Upaństwowienie MZC

Zanim jednak został przejęty, pierwszych pracowników przywitał przed bramą starszy pan o nazwisku Babka. Przyjmował on ludzi do pracy i wydawał dyspozycje. Należało usunąć gruz i złom ze wszystkich pięter. Wszędzie pełno było uszkodzonych i popękanych form gipsowych do odlewania wyrobów sanitarnych. Leżało też pełno śrub i części samolotowych gdyż w czasie wojny takie rzeczy właśnie tu produkowano. Pan inżynier Babka - jak się przedstawiał - miał zostać właścicielem zakładu. Zamieszkiwał pięknie utrzymaną willę po byłym, niemieckim właścicielu (potem budynek przyzakładowego przedszkola). Jednakże po upaństwowieniu zakładu wyjechał wraz z pięcioosobową rodziną.

Usuwanie zniszczeń i przygotowanie zakładu do uruchomienia trwało przez okres 2 lat (1947 - 1948). Wszystko odbywało się ręcznie. Cała praca wymagała wiele wysiłku fizycznego. Zakład uruchomiono w trzeciej dekadzie czerwca 1948 roku i rozpoczęto produkcję klinkieru budowlanego.

Pierwsza załoga MZC Pierwsze pracownice MZC Pierwsza załoga MZC

Produkowane wówczas cegły miały wagę ok. 2,5 kg a norma produkcji to 12 tyś. sztuk na 8 godzin. Transport surowca i wyrobów gotowych odbywał się na barkach pracowników. Nie było żadnych wózków, suwnic ani innego sprzętu transportowego. Po pieniądze na wypłatę dla pracowników kasjerka jeździła bryczką zaprzężoną w dwa konie do Żar (10 km od Mirostowic).

Surowiec do produkcji wydobywano z własnej kopalni położonej obok zakładu. W Mirostowicach znajdowały się obfite i wysoko jakościowe złoża surowców mineralnych, takich jak np. iły mioceńskie, stanowiące dobry surowiec do wyrobu wszystkich prawie asortymentów ceramiki budowlanej jak dreny, kafle, dachówka, klinkier, pustaki itp. W miarę upływu czasu obserwuje się systematyczny wzrost produkcji i proces odbudowy zakładu.

W 1961 r. wybudowano i oddano do eksploatacji nową gazownię z trzema czadnicami. Następnie wybudowano nową kotłownię i wiele innych obiektów.

Klinkier stanowił domenę produkcji Mirostowickich Zakładów Ceramicznych. Była to cegła wysokiej jakości, o dużej wytrzymałości mechanicznej, produkowana tutaj na potrzeby przemysłu górniczego, z której wybudowano bez mała cały Rybnicki Okręg Węglowy. Produkowano również w ilości około 11 milionów sztuk rocznie specjalne płytki okładzinowe, którymi pokryty został jeden z bardziej luksusowych wówczas w Polsce poznański hotel „Merkury”.

Produkcję płytek podjęto w roku 1962 dzięki uruchomieniu - wówczas jedynego w Polsce - elektrycznego pieca tunelowego do wypalania porcelitu typu „Kerabedarf”, co było nieprzeciętnym sukcesem załogi zakładów, lubuskich inżynierów, techników i robotników. Piec zdewastowany w czasie wojny stał przez szereg lat niewykorzystany i kusił możliwościami uruchomienia wartościowej produkcji. Nie za bardzo wiedziano, jak zabrać się do jego odbudowy. Było to bowiem urządzenie niezmiernie skomplikowane i wrażliwe. Wreszcie zgłosiła się niemiecka firma, która instalowała ten piec w byłych Ullersdorfer Werke, „Paul Gatzke und Sohne” z NRF. Niestety ich oferta przywrócenia pieca do życia była zbyt kosztowna.

Wreszcie dzięki inicjatywie i ogromnemu zaangażowaniu ówczesnego dyrektora Lecha Manugiewicza stosunkowo niewielka grupa ludzi z dyrektorem na czele, jego zastępcą inż. Wilczkiem oraz gronem fachowców ze świebodzińskich zakładów termotechnicznych „Elterma”, którym przewodził inż. Zygmunt Pachucki, nie posiadając żadnej dokumentacji i inwentaryzacji pieca - przystąpiła do pracy, której efektów nie można było przewidzieć. Jak możemy przeczytać w dwutygodniku Nadodrze z lipca 1965 roku

„Nie było bowiem w Polsce żadnych doświadczeń w budowie takich urządzeń przemysłowych. Trzy lata trwał jego rozruch, ludzie ponosili porażki i zwyciężali, ten piec zabrał im sporo zdrowia, zakłady nie wykonywały planów, w końcu jednak u schyłku 1963 roku rozgrzewający się do temperatury 1280 stopni i zżerający masę energii elektrycznej wartości 2 milionów złotych rocznie potwór dał się ujarzmić i przekształcić w z dumą pokazywanego beniaminka”.

Po uruchomieniu pieca elektrycznego podjęto produkcję płytek okładzinowych, białoszkliwionych oraz innych wyrobów cienkościennych jak np. kształtki typu „Libia”. Produkcja tych wyrobów trwała w latach 1962-1967. Jednakże ambicje byłego kierownictwa i załogi MZC sięgały znacznie dalej. Efektem tego było podjęcie w 1965 roku produkcji wyrobów porcelitowych w postaci kubków barowych oraz imbryków elektro wraz z czajniczkiem.

Dzbanek Włocławek Garnitur Dorota

Początkowo wysyłano imbryki do szczecińskiej „Selfy”, gdzie były montowane grzałki elektryczne i wracały z powrotem. Jednak ilość stłuczek w transporcie na poziomie 40% szybko wymusiła jedyne rozsądne wyjście: transport grzałek ze Szczecina i montowanie ich w Mirostowicach. Na potrzeby tego projektu powstał na terenie MZC oddział „Selfy” Szczecin.

Wprawdzie płytki ścienne szkliwione i porcelit wytwarzało się w zasadzie z tych samych surowców, a masę produkowało się na tych samych maszynach, ale technologia formowania wyrobów to już zupełnie inna historia. Dlatego w uruchomieniu produkcji porcelitu, poza miejscową, skromną i bez doświadczenia kadrą uczestniczyli fachowcy z Instytutu Szkła i Ceramiki w Pruszkowie, a technologię podpatrywano w porcelicie włocławskim. W tym czasie MZC nie mogło się pochwalić własną modelarnią, a tam zaczyna się proces tworzenia ceramiki seryjnej. Pierwsze formy do odlewania imbryków były produkowane we Włocławku (tam też chyba początkowo produkowano te imbryki) i przywożone do Mirostowic. Samochody z formami pomagali wówczas rozładowywać praktykanci z IV klasy Technikum Ceramicznego w Żarach. Był to kwiecień/maj 1965 roku.

Modelarnię z prawdziwego zdarzenia uruchomiono w 1966 roku po zatrudnieniu państwa Figlów. Pan Eryk Figiel to - jak się w tedy mówiło - przedwojenny fachowiec, który zajmował się również projektowaniem wzorów użytkowych, do czasu przyjścia do MZC mgra Adama Sadulskiego, artysty plastyka, projektanta form ceramicznych po wrocławskiej WSSP. Pan E. Figiel wykształcił całą rzeszę wspaniałych modelarzy i odlewników form gipsowych. Część z nich po likwidacji MZC znalazła zatrudnienie przy produkcji plastikowych krasnali i innych gnomów i troli zgodnych z zapotrzebowaniem naszych sąsiadów zza zachodniej granicy.

W początkowej fazie produkcji porcelitu był jeszcze jeden produkt: naczynia żaroodporne, opracowane i wdrażane przez ISiC w Pruszkowie. Były to różnego rodzaju brytfanny i garnki z pokrywami, kokilki itp. o wytrzymałości pozwalającej na używanie w piekarnikach i kuchenkach elektrycznych. Dosyć długo trwały próby tzw. pół- i produkcyjne, ale nigdy ten produkt nie wszedł do masowej produkcji z uwagi na skomplikowany proces technologiczny i dużą ilość braków. Wewnątrz szkliwione na biało, na zewnątrz rudo-brązowe, na pewno znaleźć można je jeszcze dziś gdzieś na strychach.

W latach następnych wielkość produkcji wyrobów porcelitowych jest systematycznie zwiększana i od roku 1975 stanowi ona wyłączną produkcję MZC. Od tego czasu zakłady produkują szeroki asortyment wyrobów porcelitowych zarówno stołowych jak i kooperacyjnych. Spośród produkowanych wyrobów stołowych wymienić należy garnitury do kawy, wazy, bigośnice, kubki, kwasiarki, bulionówki, wazony, popielnice, kufle i szereg innych.

Z wyrobów kooperacyjnych zaś imbryki elektro, butelki, lampy, zegary i inne.

Tabela 1. Wielkość produkcji cegły klinkierowej i wyrobów porcelitowych od początku uruchomienia zakładu w niektórych latach 1948-1983.

Lata Klinkier
t. szt.
Płytki
ton
Porcelit
ton
Wartość
t. zł
1948 150,0 - - 50,5
1955 5642,0 - - 16465,3
1960 5892,5 - - 16763,8
1962 4338,9 1929 - 15578,6
1965 5227,3 1980 154,1 23852,4
1967 5214,1 - 749,2 28890,0
1970 5028,6 - 1237,2 47721,0
1975 - - 2226,0 100804,0
1980 - - 2717,0 173165,0
1983 - - 2712,0 342522,0

W 1989 roku wartość sprzedaży na rynki krajowy i zagraniczny wyniosła 3,5 miliarda złotych, z czego połowa produkcji trafia do kooperantów, ponad 40% na rynek a kilka procent na eksport. Do Belgii eksportowano np. filiżanki i pojemniki do pasztetów, do Francji i RFN filiżanki. Dla przykładu cena filiżanki ze spodkiem wynosiła wówczas w kraju 3,5 tyś. złotych a na rynkach zachodnich 8 tyś. złotych.

Kwitnie również kooperacja ze szczecińską „Selfą”, z którą produkowano imbryki elektryczne. Dla „Polamu” produkuje się zaś elementy oświetleniowe. Dla innych firm produkowano również pojemniki na znicze, butelki oraz kształtki ścierne do obróbki metali.

Międzynarodowe Targi Poznańskie Imbryk Elementy elektro dla firm kooperacyjnych

Niestety szkliwo na mirostowickim porcelicie jest coraz uboższe. Zaczynają się problemy finansowe i - jak mówi pełniący wówczas obowiązki dyrektora Jan Bełz w wywiadzie dla Gazety Lubuskiej (Nr 3 z 1990 r. wyd 2) - „po pierwsze zaczyna brakować dewiz na zagraniczne komponenty do szkliw, a po drugie odbiorcy zachodni, a zwłaszcza klienci detaliczni mają osobliwy gust. Modny robi się kolor czekoladowy, jeśli chodzi o porcelit, natomiast powodzeniem cieszą się filiżanki o topornych kształtach”.

Na początku 1990 r. załoga zakładu liczy sobie 441 osób i chętnie przyjęto by do pracy jeszcze kilku mężczyzn. Na rynek krajowy produkowano wówczas takie produkty jak salaterki, pojemniki kuchenne na artykuły sypkie, kubki, filiżanki, bulionówki, wazony, popielniczki. Produkowano mniej garniturów kawowych ale za to istotnym elementem spełniającym zapotrzebowania rynku staja się artykuły sanitarne: umywalki (wraz z tzw. nogami i muszle klozetowe).

Wśród odbiorców eksportowych są m.in. Belgijskie firmy „Jansen” - kupująca filiżanki, oraz „Walco Potter” odbierający salaterki.

Jednakże 1990 rok przynosi jednocześnie spadek popytu. W wywiadzie dla Gazety Lubuskiej (nr 75 z 1990 r., wyd. 2) dyrektor naczelny Jan Bełz mówi: „Kooperanci zmniejszyli nieco zamówienia ale jesteśmy przygotowani na każdy wariant rozwoju sytuacji, jeżeli zechcą więcej naszych wyrobów, możemy im je zapewnić. Jeżeli nie - zwiększymy ofertę rynkową. Możemy robić galanterię ozdobną, bigośnice, większą ilość garniturów do kawy...” Henryk Pietraszko, zastępca dyrektora ds. ekonomicznych dodaje: „Przedsiębiorstwo stale pracuje nad nowymi wzorami, żeby urozmaicić i uatrakcyjnić propozycje dla klientów. Wykonujemy również rozmaite rzeczy na zamówienie: może to być np. dedykacja czy napis okolicznościowy”.

Zakład utrzymuje wówczas stołówkę, pokrywa część kosztów utrzymania budynku przedszkola i żłobka oraz dofinansowuje ośrodek zdrowia.

Ze względu na znaczące wzrosty kosztów energii elektrycznej w latach 90 i na wskutek przemian ustrojowych zakład popadał w coraz to poważniejsze kłopoty finansowe. Jesienią 1991 r. zarządzeniem wojewody zielonogórskiego Mirostowickie Zakłady Ceramiczne zostały postawione w stan likwidacji. Rok później Wydział Gospodarczy Sądu Rejonowego w Zielonej Górze ogłosił ich upadłość. Pod koniec 1992 r. sąd umorzył postępowanie, a w styczniu 1993 r. wojewoda wznowił proces likwidacji zakładów.

Wówczas zobowiązania zakładu wobec wierzycieli wynosiły nieco ponad 3 mln. zł, a wartość majątku wyceniono na ok. 250 tys. zł. W maju 1994 r. likwidator zawarł ugodę a wierzycielami (Urzędem Rejonowym, Bankiem Zachodnim, Gminą Żary, Urzędem Skarbowym i ZUS). Zgodnie z ugodą wierzyciele wyrazili zgodę na zniesienie hipoteki, jaka była nałożona na nieruchomości zakładu. W teorii miało to na celu zatrzymać proces dewastacji, utworzyć nowe miejsca pracy i uaktywnić gospodarczo region.

W 1995 r. zobowiązania zakładu wynosiły 4,5 mln. zł a majątek trwały wyceniono na prawie 600 tyś. zł. W czerwcu 1996 r. kolejny likwidator wystosował pismo do wszystkich wierzycieli, w którym stwierdził, że zobowiązania zakładów zostały uregulowane w stopniu znikomym, a duża dysproporcja pomiędzy wielkością zobowiązań a wartością majątku uniemożliwia likwidację firmy po uprzednim zaspokojeniu wierzycieli.

Likwidator uważał, że majątek nie ma prawie wartości rynkowej gdyż znaczną część budynków rzeczoznawcy zakwalifikowali do rozbiórki. Sposób likwidacji wzbudzał i wzbudza do dziś wiele kontrowersji. W latach 1990-1992 był prawdopodobnie kupiec zainteresowany zakładami, lecz oferował cenę niższą niż wyznaczyli rzeczoznawcy i do transakcji nie doszło. W konsekwencji budynki zakładów popadły w ruinę.

MZC MZC MZC